Kolory ubrań
Dojrzałą kobietę można poznać po jej szafie, a właściwie ogólnym kolorycie. Bach, otwieramy drzwi i nie atakuje nas zewsząd róż na zmianę z białymi kropeczkami. Szafa kobiety dojrzałej powinna być jak egzotyczny kwiat, gdzie intensywne barwy w harmonijny sposób przeplatają się z tymi stonowanymi i delikatnymi.
Moja szafa to mieszanina brązów, czerni i palety żółci – od jasnego kanarka do mocnej pomarańczy. Nie ukrywam, dobrze się czuję w tym kolorze, ale staram się nie ubierać jak cytrynka, tylko łamać spokojne ubrania kolorowym motylem apaszki, chustki, bluzki. Ciepłe barwy przyciągają spojrzenia, a ja czuję się przyjazna i otwarta na świat.
Moja najlepsza przyjaciółka całe życie ubierała się w dzikie czerwienie, szalone błękity i krwiste pomarańcze. Zawsze powtarzała, że chce być Hiszpanką, choćby w strojach. Upinała wysoko włosy i tańczyła flamenco. Nie miała innych butów niż czerwone, a jedyną czarną sukienkę zakładała tylko na pogrzeby. Niedawno ją zobaczyłam po latach rozłąki – cała w czerni i bieli, aż się przestraszyłam, że nieszczęście jej się wydarzyło jakieś, żałoba. Powiedziała mi, że w dniu, kiedy odkryła pierwszy siwy włos stwierdziła, że czas jest się ubierać jak stateczne hiszpańskie matrony. Z czerwieni została jej tylko drapieżna szminka w kolorze wściekłego ferrari.
Kolory szafy mówią, kim jestem. Ja czuję się podporą, na której przysiadają kolorowe ptaki i motyle. Dobrze mi z tą myślą, że inni mogą na mnie polegać, na moim doświadczeniu i wiedzy. Nie zrezygnuję z moich kolorowych dodatków i nie zamienię się w czarno-białe, martwe drzewo. Nie założę brązowego płaszczyka, jak te wypłowiałe babunie, które zamknęły się w magicznym trójkącie kościół-przychodnia-cmentarz. Chcę do końca życia być kimś, kto przyciąga barwy i radość.